gru 27 2004

Drugi dzień "Świunt"


Komentarze: 1

W sumie jakoś przeżyłem ten dzień... Pożądna dawka kofeiny w połączeniu z rodziną i wiadomościami tworzy mieszankę chemiczną porównywalną do reakcji jądrowych zachodzących w bombie atomowej przy wybuchu. Na szczęście komora spalania kofeiny (żołądek), w moim przypadku może zwiększać swoja obietość do rozmiarów niewyobrażalnych dla zwykłych śmiertelników, dlatego też uniknęliśmy dużej katastrofy. Tak możecie już paść na kolana. Dotykanie za 5 zł. W koncu jestem bohaterem, coś mi się należy, prawda? Piłsudzki też miał.. hmm co on tam miał? Aaa.. czapkę chyba jakąś. Mniejsza z tym. W ciagu ostatnich trzech dób suma godzin mojego snu nie przykroczyła 18 (dla słabych w matmie: 3x24=72 godziny.). A ten świąteczny klimat... ten śnieg... i w ogóle...

W każdym razie dzisiaj nie jestem w stanie napisać niczego sensowniejszego. Jutro będę odrabiał sen... A poza tym mam parę ciekawych zajęć:>. W sumie zaplanowałem ich oczywiście za dużo... No, ale kto miałby dać radę jak nie ja? :> Ech ta moja skromność znowu przezemnie przemawia:D. Dobranoc?

Pozdr.

unloved.one : :
27 grudnia 2004, 12:13
I tak doszliśmy od kofeiny do Piłsudskiego. Piłsudski miał jakąs czapkę? Esz...nie ważne... Kofeina? To jakby jeśc swoje skarpetki. Brak snu? Nigdy tego nie zrozumiem... Jak mozna spać mnie niż 10 h dziennie? Świąteczny klimat? Czujesz? Bo ja nie... Byleby do rana. Bez karpii, ciast, uścisków, uśmiechów- miałeś rację- niepotrzebnych, nawet ten jeden raz w roku. Po co? A podobno lubię święta... Taak, lubię bo minęły. Dobranoc.

Dodaj komentarz