Drugi dzień "Świunt"
Komentarze: 1
W sumie jakoś przeżyłem ten dzień... Pożądna dawka kofeiny w połączeniu z rodziną i wiadomościami tworzy mieszankę chemiczną porównywalną do reakcji jądrowych zachodzących w bombie atomowej przy wybuchu. Na szczęście komora spalania kofeiny (żołądek), w moim przypadku może zwiększać swoja obietość do rozmiarów niewyobrażalnych dla zwykłych śmiertelników, dlatego też uniknęliśmy dużej katastrofy. Tak możecie już paść na kolana. Dotykanie za 5 zł. W koncu jestem bohaterem, coś mi się należy, prawda? Piłsudzki też miał.. hmm co on tam miał? Aaa.. czapkę chyba jakąś. Mniejsza z tym. W ciagu ostatnich trzech dób suma godzin mojego snu nie przykroczyła 18 (dla słabych w matmie: 3x24=72 godziny.). A ten świąteczny klimat... ten śnieg... i w ogóle...
W każdym razie dzisiaj nie jestem w stanie napisać niczego sensowniejszego. Jutro będę odrabiał sen... A poza tym mam parę ciekawych zajęć:>. W sumie zaplanowałem ich oczywiście za dużo... No, ale kto miałby dać radę jak nie ja? :> Ech ta moja skromność znowu przezemnie przemawia:D. Dobranoc?
Pozdr.
Dodaj komentarz