Kult w CD... późny wieczór, zbędna kawa,...
Komentarze: 15
Wzbiera we mnie powoli wielka radość, spowodowana założeniem tego bloga. Mam pewne poczucie, że dzięki notkom, komentarzom i moim przemyśleniom ich dotyczącym, zrozumiałem bardzo wiele. Od jego początku zmieniło się wszystko. Bo i ona zarówno była, jak i jest teraz wszystkim- czego aktualnie pragnę i w czym chciałbym się bezkresnie zatracić.
Te moje wszystkie narzekania, bolączki.. chyba bezpodstawne nie były, chociaż teraz tak naprawdę się ich.. wstydzę? Nie umiem tego opisać, żałuję tego, że wypomniałem jej wszystko, postawiłem sprawę jasno. Przedłożyłem szereg monologów o tym jak się czułem, o tym, że mam uczucia, pragnienia, potrzeby przytulenia i rozumienia jak każdy uczuciowy facet... I uważam, że to dziecinne. Bo to tak, jakbym oto prosił. Biedny Wojtuś potrzebuje ukojenia: "Ludożerka chce cukierka!". I nie wiem dlaczego, ale mam poczucie, że ludzie nie powinni takich rzeczy słyszeć, ale jeśli już ktoś to powie, to powinni się rozstać. Bo zawsze coś w nas zostaje. Po jednej stronie nienawiść, po drugiej zaś pewnego rodzaju złość? W koncu ona też ma serce, też czuje. Starałem się rozumieć obowiązki, zmęczenie, ale tak jak mi uświadomiliście- do pewnego stopnia. Pałałem do niej naprawdę wielkim uczuciem i wiem to. W zasadzie nigdy nie zastanawiałem się dlaczego tak dużo robię, co robię i z jakiego powodu tak postępuję. Mówią, że to miłość, ale to chyba za duże słowo. Wolałbym to nazywać raczej bardzo, bardzo silnym uczuciem, które fundamenty ma w przyjaźni, lecz oczekuje partnerstwa między kobietą a mężczyzną. Nie byłaby zadowolona, że tutaj o niej piszę, ale w koncu to moje przeżycia, mój blog... i anonimowy w sumie... Ona nie lubi wystawiać uczuć na pokaż, zbyt dużo chyba przeżyła. Nie wiem o tym zbyt dużo, bo nie jest otwarta w tych sprawach. Mało rozmawialismy o uczuciach. Chyba zawsze obawiała się, że zahaczę o temat naszych uczuć... Zawsze słyszałem: "Ty wiesz co ja myślę". Problem w tym, że nie wiedziałem. Mogłem się tylko domyślać i w mojej młodzieńczej główce kiełkowały różne... bajeczne... dziecinne marzenia i wyobrażenia o naszej płomiennej, cichej, prawdziwej miłości. Później już nawet nie dopuszczałem do siebie myśli, że mogłoby to wygladać inaczej. Po prostu przyjąłem to do wiadomości, uznałem, że tak już musi być i akceptowałem wszystko. Poza tym... ona była taka inna (stara śpiewka z filmów i płomiennych romansów nastolatków), zupełnie odcięta od rzeczywistości. Byłem jednym słowem zauroczony. Pierwsze przyszła fascynacja osobowością (nic dziwnego, rok starsza dziewczyna...), a później już kiedy mocno się zauroczyłem- fascynacja ciałem, które swoją drogą uważałem i do tej pory uważam za ideał... Była również pierwszą i jedyną dla której tak bardzo się starałem. Kwiaty, troska, komplementy, noszenie na rękach. Zacząłem o siebie dbać jak nigdy do tej pory, sięgnąłem do poezji. Jednym słowem chciałem sprostać wymaganiom stawianym przez starszą dziewczynę, nie było łatwo, ale nikt nie mówił, że będzie łatwo;). Ona nigdy nie wymagała, ale akceptowała i nie była zła... Cóż, trudno się jej dziwić, prawda? Też bym się nie obraził. I tak żyliśmy sobie spokojnie, a we mnie kumulowało się to wszystko, gdzieś pod dziwną pokrywką, czerwoną od krwi zresztą. Widziałem w niej wszystkie wspaniałe cechy i tej piękny uśmiech gdy mnie widziała. Miała coś w oczach, to nie pozwalało mi zasypiać bez myślenia o niej... Całymi dniami o niej myślę, czasem to denerwujące bo przerywa obowiązki, ale warto.
Pisząc powoli bloga, czytając komentarze, swoje notki, myśląc o swoim postępowaniu... coraz bardziej budowałem w sobie nienawiść. Starałem się czuć ból patrząc na jej zdjęcie. To miało mi pozwolić uwolnić się od tego uczucia. Zresztą miałem już takie przebłyski. Niby kończące to uczucie... Prawie mi się udało, to jest możliwe, znienawidziłem (uczuciem zupełnie przeciwnym do miłości, inaczej się nie da) i nie czułem prawie nic... Coś się tliło, ale i to by zgasło. Postanowiłem jednak "spróbować" jeszcze raz. Byliśmy tez przecież "nie rozliczeni"... Zabrzmiało samolubnie i szowinistycznie, ale tak, tak wtedy czułem, czystą odrazę i ból. Każdy z nas wie jak silnie można nienawidzieć kogoś, kogo kiedyś się kochało. Powiedziałem co czuję, co bolało, jak to wyglądało z mojej strony. Powiedziałem, że odchodzę, że już nie chcę żeby mnie bolało. Że bardzo mnie raniła... Fakt faktem milczałem, ale bolało... Dawałem znaki, mówiłem też dużo, ona nie słuchała. Przepraszała mnie już nieraz.. To niby tylko słowa, ale w jej oczach widziałem ból, żal? Naprawdę nie chciała mnie ranić. Może wynosiła się samolubnością, ale naprawdę zrozumiałem, że nie chciała. Że ta piękna, cnotliwa osóbka nie chciała, nie chciała, ale życie pojechało własnym torem, na który miała wpływ, lecz niezbyt świadomie. Według katechizmu to grzech lekki, przez który tracimy łaski uczynkowe, przygłuszamy głos sumienia, lecz nie tracimy łaski uświęcającej... I u mnie także jej nie straciła. Nie jestem bogiem, ona jest moją boginią. W moim sercu zawsze było i będzie dla niej miejsce- nawet wtedy kiedy się rozstaniemy (co przyniesie przyszłość- nikt nie wie).
Ona zrozumiała mój ból, moje cierpienie, moje potrzeby. Teraz jest zupełnie inaczej. We mnie dalej tkwi uczucie nienawiści, ale jest przygaszone, odsunięte na bok. Kiedyś ja zakochałem sie w niej- teraz ona rozkochuje mnie w sobie na nowo... Myśli, szanuje, stawia gdzieś w swoim życiu na bardzo ważnym miejscu. Idąc z nią czuję jej obecność w całym ciele, słysząc słowa uznania wypadające z jej ust- jestem najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi. Dziękuje mi wiele razy, może nawet za często. Należy jej się troska, opieka...
Czuje, że jest ze mną. Nie muszę z nią o tym rozmawiać, to niczego nie zmieni. Nikt nikogo nie oszukuje- obydwoje wiemy co między nami jest i może ona pojmuje to inaczej, ale ja czuję, że w niej jest coś myślącego o mnie w bardzo ciepłych barwach. Pozwala mi poznać siebie jako piękną, wartościową, troskliwą, ciepłą, śliczną młodą kobietkę. Dokładnie taką, jaką sobie wymarzyłem. Jest wszystkim... naprawdę wszystkim. Wiem, że jest wiele rzeczy do odkrycia, do poznania, ale mogę śmiało powiedzieć, że nie oczekuję niczego więcej. Ta inteligentna, elokwentna kobietka jest warta każdego, nawet najwymyślniejszego gestu i to już nie za samą obecność, ale za to kim dla mnie jest i za to- co teraz robi. Jest najukochańszą i najwspanialszą kobietą tego świata... Musiałem tutaj to napisać, bo ją chyba naprawdę... .
Warto było czekać- choćbym się mylił w całości tej notki....
Mało kto przeczyta tą długaśną notkę, ale czytelniku: chwała ci za to. Otrzymujesz dyplom wytrwałego czytelnika. Możesz być dumna (Czytelniczko droga:) )
http://www.blogi.pl/blog.php?blog=unloved.one.photo
ha ! takich facetow jak ty dla takiej jak mnie niema :( ! ale marzyc mozna albo czytac blog !
buzka !
znikam na czas jakiś.
trzymaj się.
bądź.
pa.
fajnie sie to czytalo. moze jednak ona jest warta tego, abys ja.. kochal... nie wiem, jeszcze nie do konca jestem przekonana.
badz szczesliwy. zaslugujesz na szczescie. obys w pelni znalazl je u jej boku. chyba ze juz je znalazles...
pozdrawiam :*
Dodaj komentarz