Archiwum 04 lutego 2005


lut 04 2005

Nie możemy być pewni jutra, bo nie możemy...


Komentarze: 6

Piątek:> Ej no łykend jedym słowem... Dwa dni błogiego lenistwa, z których mam jakiś 10 minut wolnego... czyli w sumie mniej niż w noramlny dzień.. Cholera, te dywagacje mi nie odpowiadają bo łykend to łykend. Są rzeczy, na które nie można bluzgać: wafelki, ajerkoniak, wzmacniacze, kolumny i łykend kiedy te wszystkie rzeczy łączą się w jedność:D! Tworząc zarazem wyrafinowaną mieszankę smokowo-słyszalną. Czyli idealne upojenie zmysłów. To jest poprostu personifikacja kobiety idealnej:). Która ma smak, jaki uwielbiasz, a to co dociera do twoich uszu jest jednym z najpiękniejszych doznań:). Oczywiście to nie może zastąpić kobiety.. "Wszyscy szukamy substytutów..". Tak ostatnio często myślę co będzie teraz. Bo w zasadzie... Moja idealna forma wyrażenia słowa kobieta (czyli Ona) się lekko zdeaktualizowała. Fizycznie dalej jest podobnie, ale już psychicznie jest inaczej. Jednak trapi mnie coś innego. Konkretnie jest to problem nieodległej przyszłości. Miotam się z myślami. Nie chcę jej ranić bo nie jestem taki jak ona. Ale z drugiej strony to, wydaje mi się, że nawet jakbym bardzo chciał to nie zraniłbym jej, i to z błachego powodu.. Otóż, ona nie ma szczególnych uczuć w stosunku do mnie. Jest więc bardzo prawdopodobne, że taka ewentualność nie istnieje. Mniejsza z tym, przejdzmy do konkretów. Nie wiem czy dalej utrzymywać z nią kontakt (ufff.. nareszcie zebrałem myśli wydzielając z głębi jakiś konkretny wniosek w jednym zdaniu.). Dla mnie to uczucie nieznane. W zasadzie nie pamiętam jak wyglądało moje życie bez niej. Jest mi dalej trudno, ale perspektywa, że już mnie nie zrani jest piękna. Mi również wydaje mi się, że może zbyt uczuciowo ją traktowałem. Chciałbym poznać jej myśli. Byłoby o wiele łatwiej... Niestety, taka ewentualność też nie istnieje...
Do Anioła.. Ja również uważam, że wymiana poglądów i uczuć miedzy nami byłaby owocna... Byliśmy w tym samym położeniu. Moja osoba jednak z dnia na dzień po półrocznej walce i uświadamianiu sobie jak bardzo cierpnię przez nią wreszcie ruszyła po rozum do głowy. Oczywiście jak już wspominałem niczego nie żałuję. Już od półtorej roku budowałem to uczucie i naprawdę dużo przeżywałem nie opisując nic tutaj na blogu. Do mnie nawet nie dotarło na razie, że to już koniec.. Przynajmniej z mojej strony i dlatego nie potrafię tego jeszcze ogarnąć. Wszystko potrzebuje czasu. W tej chwili jestem w trakcie zapominania wszystkich dni z nią spędzonych. Zacierania wszystkich wspomnień- żeby nigdy nie wróciły. Nie mogę ci jednak jednoznacznie powiedzieć czy powinnaś dalej walczyć, czy może dać sobie już spokój i spróbować żyć samotnie. Odwiecznie pytanie ludzkości nigdy nie zostanie rozwiązane. Ale naprawdę, nawet nie potrafisz sobie wyobrazić jak bardzo łączę się z tobą w tym co czujesz. Zresztą nie tylko my przeżywaliśmy coś takiego. To jest coś pięknego (bo miłość staje wyidealizowana i bardzo, bardzo silna) i zarazem najgorsza rzecz na świecie. Jeśli istnieje jasność, istnieje też mrok... Nie ma czarnego bez białego. Wiem, że twoja historia byla trochę inna, ale i moja nie została tutaj do końca opisana. Trwało to zbyt długo by to streścić, więc powiem ci tylko tyle... Walcz, walcz o swoje szczęście tak jak wszyscy, którzy czytają te słowa. Nie ważne jak jest... Ważne są uczucia, niezależnie od tego jak to wygląda i czym jest. Ja teraz wiem, że naprawdę na wszystko potrzeba czasu i nie są to suche słowa. Czas jest największym terrorystą dla zakochanych i najlepszym lekarzem dla zranionych... Czas jest antidotum i trucizną. Jego dwoista natura jest do opisania tak trudna jak nasze własne uczucia... Dlatego róbcie to, co uważacie za stosowne i nigdzie się nie śpieszcie.. Zdążycie...

unloved.one : :