Ostatnie dni szkoły w tym roku. Szkoły? Jakiej szkoły? Wszyscy tylko udają, że tam chodzą, bo żywego ducha tam nie ma, budynek jest po prostu pusty. Jeśli nawet mnie tam nie ma, to znaczy, że już wszyscy pouciekali... Gdzieś w niebyt, tudzież w byt, tylko inny.
I mimo tego nie mam czasu na nic, nie mam czasu nawet zjeść... Cały czas ktoś czegoś chce, ja coś robię ważnego... Nie mam kiedy po prostu usiąść i pokomtemplować. Nie ma takiej chwili... I niewiadomo komu poświęcić czas, bo każdemu chciałbym poświęcić trochę uśmiechu, tylko jak to wszystkim dać naraz...?
A ostatnie dni? Tak wiele się działo, że to po prostu nie do opisania. Gdzieś tam, kiedy bolało mnie serducho znalazła się Marta. Pojawiła się w moim życiu całkowicie zaskakując. Zaskoczyła obalając stereotyp różu... Do tej pory we wszystkich przypadkach kiedy spotykałem dziewczynę w różu, to nie oszukujmy się- była pusta... puściuteńka i płytka. Przepraszam wszystkie wartościowe kobiety lubiące róż, ale takie są moje doświadczenia... Najbardziej jednak musiałbym przeprosić Martę. Bo jej róż był po prostu słodki i dodawał uroku. Nieśmiała, urocza, inteligetna. W zasadzie rozmawialiśmy jakbyśmy się znali od paru lat, a przecież tak dużo do poznania, odkrycia. Otworzyła mi oczy na wiele spraw, momentami powalała mnie na kolana... Czymś co ma się w sobie, czymś tak melancholijnym i zmysłowym. Pokazała mi na przykładach, że jestem wartościowym facetem, że dziewczyny się za mną oglądają. Dała mi tyle siły w ten jeden weekend, że jestem naładowany na naprawdę długi czas. Ona- całkowicie dojrzała dziewczyna, doskonale znała swoją wartość, choć nieraz zdarzyło mi się ją zawstydzić. Ale cóż począć? Przecież mówiłem samą prawdę, to nie jest zwykła dziewczyna, ma nieodparte piękno w środku. Fotografuje tak jak ja, lubi spokój tak jak ja, długie rozmowy, rower i wiele innych rzeczy uwielbia robić tak jak ja. I nigdy w życiu nie przypuszczałbym, że spodoba mi się blondynka... Nigdy, nigdy, nigdy. A jednak, przewrotność losu.
A pokazałem jej wszystko, i od strony mojego miasta i od strony mojej osobowości. Ona otwarła się tak jak ja i chodziliśmy jak dwie otwarte puszki po konserwach. I jedno wiem na pewno- nie żałowałem żadnej minuty spędzonej z nią. Nie żałuję, że boli mnie całe ciało, że zawaliłem parę spraw, że mam kompletnie zniszczone stopy i NAPRAWDĘ mam trudności w poruszaniu się, bo wszystkiemu towarzyszy ból. Po prostu, to jedne z najlepiej spędzonych dni w moim życiu. Gdybym miał taką kobietę przy sobie- potrafiłbym zmienić w sobie wszystko co mnie boli. Wystarczyło pare dni, bym pozbył się wszystkiego czego chciałem. Nie wiem jak jej za to dziękować, moje życie będzie teraz po prostu inne... Po prostu lepsze.
A dzisiaj łaziliśmy po damskich sklepach, obiecałem jej to. Byłem niecodziennym widokiem i ekspiedientki to podśmiewały się, to patrzyły z niedowierzaniem, to z zazdrością. A ja dobrze się bawiłem, ona również- bo przecież, kto lepiej dobierze dla kobiety cokolwiek niż facet...? A poza tym z Nią (tą z mojego serca) nie byłem dawno nigdzie, widocznie nie chce mnie nigdzie ze sobą zabierać, a ja tak bardzo bym chciał... . W każdym razie przeszliśmy wszystko i zobaczyłem jak wiele pięknych rzeczy macie kobietki do wyboru, a ja biedny facet co? Nic.
I byliśmy nad rzeką, i na lodach, i na piwie, i w parku, i w kinie. Byliśmy wszędzie. I było miło, dawno się tak nie czułem.
I mam siłę by wstawać rano, i zaproszenie też mam... I wiele wiele innych rzeczy, które chciałbym napisać, ale i tak już za długo jest.
Idę, dziękuję Ci za przeczytanie tego. I Tulę.
I... I... I... Eh...