Archiwum grudzień 2004


gru 30 2004

Sylwester, sylwester... oł je joł...?:/


Komentarze: 1

W okresie świąt jak zwykle mam słabość do ajerkoniaku... Mógłbym wypijać go hektolitrami... ale niestety wtedy gadałbym zapewne jeszcze większe głupoty niż na trzeźwo.

Nie wiem dlaczego, ale zawsze nowy rok obfituje w pewnego rodzaju... jakby to nazwać zatrzymanie się mojego rozwoju psychowizycznego, a nawet jego drobne cofnięcie (drobne.. drobne..). Opuszczają mnie wtedy moje wszystkie dobre cechy, zaczynam zachowywać się jak dzieciak, przestaję o siebie dbać i chodzę rozkojarzony. Wiem chyba jednak, że w tym roku przyczyna jest i to spora. To, że chodzę wiecznie niezadowolony i demoralizuję otoczenie swoim zachowam to jak zwykle to samo co od września. Nie może być.. a jest nią... inną drogą, że to bardzo bolesną kwestią... Nie lubię wolnego czasu z bardzo błachego powodu. Zawsze zostawiam wszystko na ostatnią chwilę, później gubiąc się w zakamarkach własnych spraw. Do tego czasem dochodzą też sprawy innych. Wtedy nie mam już czasu na nic. Wiem jedno na pewno. To co się dzieję teraz między mną, a ją.. nie można nazwać miłością, koleżeństwem, bliższą znajomością. Jesteśmy tylko znajomymi i czasem wydaje mi się, że tylko z zasady. Może przesadzam, ale to co teraz czuję znakomicie może znależć odzwierciedlenie w umyśle dziecka, które porzucone przez swoję jedyne dobro- rodziców płacze. Owe dziecko poprostu zgubiło się w supermarkecie... Poprostu? Tyle tu półek i tego wszystkiego. Może i są zabawki, inni ludzie, ale nie ma najważniejszego... Najgorsze, że dziecko cały czas liczy, że rodzice się znajdą. Uśmiechną się, podejdą, przytulą i powiedzą jak bardzo kochają... Oj tak... chciałbym usłyszeć te proste, trudne słowa. Tak długo pracowałem, żeby zbudować ten związek. Może był to związek tylko w mojej wyobraźni? Wyidealizowany? Ale my przecież tak dobrze do siebie pasujemy, tworzymy prawie jedną całość. Moja miłość gaśnie, nie jest juz w stanie akceptować tego co wcześniej, wybaczać tego co wcześniej. Przez ten cały ból stała się płytka.. pusta i bezpostaciowa. Z pięknej, dojrzałej miłości. Tolerancyjnej, dobrej, szlachetnej i wybaczającej wszystko, stała się miłością z kiepskich filmów klasy B... Nawet prezent świąteczny.. był tylko formalnością.. W tamtym roku było inaczej. Ten dreszczyk, zaciekawienie, może nawet trochę zaskoczenia. W tym roku również starałem się, żeby prezent był bezpadonowy, niecodzienny i śmieszny. Ale najważniejsze. Chciałem żeby dawał świadectwo o tym, że myślę, czuję, wiem. Ja osobiście bardzo chciałbym dostać coś, czego nigdy sam bym sobie nie kupił. Aktualnie to jakaś ładna ozdoba do pokoju. Wszyscy, którzy  mnie znają i u mnie przesiadywali poznali konserwatyzm, proste linie, dobór kolorów... Wszystko poukładane. W kościu traktuję swoje cztery ściany jak enklawę... Niestety nie ma tutaj nic "słodkiego, ślicznego". Wszystko musi być przydatne i pasować do reszty. Tak bardzo chciałbym, żeby ktoś wpadł na ten pomysł. Szczególnie ona... To nie jest wyrzut. jestem zadowolony z kosmetyków, które dostałem... chociaż? to już drugi rok kosmetyki.. i tylko kosmetyki, nawet takie, których nie używam. Nawet takie, które daje się rodzinie na odczep się. Dobrze wiemy, że i tak nikt nie będzie ich używał. Mają być dobrze zapakowane i być świadectwem, że coś ofiarujemy.. dajemy... tylko po co? Pewnie w tym przypadku tak nie było. Pewnie myślała, starała się... Ale po półtorej roku powinna wiedzieć o mnie więcej. Przecież przed nikim innym tak się nie otwarłem. W pokoju nie mam żadnego elementu związanego z nią... No, może poza tymi zdjęciami w antyramach i tablicach, które sam jej z wielkim trudem zrobiłem, łączać pasję z największym dla mnie pięknem. Od niej nie ma tutaj nic... Przez półtorej roku nic się tutaj nie znalazło. Nawet w moim sercu, cały czas stara się, żeby i tam nic już nie zostało. Może o tym nie wie. A może jest tak samolubna jak wszyscy mówią? Te wszystkie głosy: "Zostaw tą wymalowaną idiotkę", "To nie panna dla Ciebie". "Jesteś wart kogoś lepszego". Gówno prawda. To w niej się zakochałem i tą zaakceptowałem jak umiem. Kobiety marzą o facecie, którzy przyniesie kwiaty i bilety do kina... i to raz w roku... Mi to zdarzało się wiele razy. Tyle pięknych komplementów, pomocy z mojej strony... Ale co w zamian? Może i coś było, ale zaraz zakłóciło to czym sprawiła mi bardzo wielki ból. Co zostawiło do tej pory duże rysy. Ja chciałem żeby tylko była. Nie wymagałem już potem żadnych deklaracji, wyrażania przekonań, komplementów, pomyśłowości.. Chciałem żeby była... bo przecież to najważniejsze. Żebym miał pewność, że jest ze mną... Nie fizycznie tutaj obok... tylko, że kiedy ja o niej myślę to ona śmieje się i flirtuje z innym.. To zwykła robić. Dość miałem już tych opowieści jej przyjaciółki i siostry o tym jaki to on nie był, kiedy był i tym podobne. Może mnie jeszcze porównajcie do tych gówniarz na dwa tygodnie, co? No proszę, zrób to, dobrze wiesz, że zaboli mnie to bardzo mocno. Dopiero potem powiesz przepraszam... Po tym jak się jeszcze obrazisz... Nie chcę cię już... Wiesz?

A Sylwester?... Nikt mnie nie zaprosił na te szlachetne salony polskich domostw. Nikt nie pomyślał... Nikt nie zaproponował nic na wieczór... A każdy dobrze wiedział, że jestem wedy wolny. Trochę szkoda. Jutro zapytam co ona robi w sylwestra, może mnie czymś zaskoczy... Nigdy nie wiadomo bo przecież juz dawno nie rozmawialiśmy jak kiedyś. Kiedyś wiedziałem wszystko.. Dzisiaj jestem tylko znajomym. Jeśli gdzieś wychodzi to i ja z czystym sumieniem zadzwonie do kumpla i zapytam czy mogę się z nim poszwędać tu i tam.. To nawet w sumie bardziej mi odpowiada. Wszędzie po trochu. Może będzie ciekawie... Chciałbym,  żeby było.

Wszystkim Szczęśliwego Nowego Roku... i ajerkoniaku życzę.
unloved.one

Przepraszam za błędy... Chciałem jej poprawić, ale blogi jak zwykle gówno... "Nie można wyświetlić strony" i cała praca poszła się.... Zrobię to przy innej okazji...

unloved.one : :
gru 27 2004

Zbyt długo?


Komentarze: 2

-No wiesz, ile my już się znamy co? :)
-Za długo...
-?? :/:(
-Tylko żartowałam...

Nie pierwszy i nie ostatni...?

Wniosek: Jeśli wiesz, że musisz odejść.. zrób to zanim nie napełni cię gorycz z tego powodu...
Boli bardzo... ale za każdym razem coraz mniej

 

unloved.one : :
gru 27 2004

Zbudować wszystko od początku.


Komentarze: 1

Chociaż dziejszy dzień jeszcze się nie skończył to jednak dorwały mnie przemyślenia. W zasadzie nie wiem co czuję. To wszystko co się stało, co nas dotknęło... Nawet nie wiem czy dotknęło nas, czy mnie samego. Nawet tego nie mogę być pewnien. To uczucie już we mnie się tli, ale jeśli robi to do tej pory.. to może.. Może wypadałoby się łudzić? Tak wiem,  łudzić,  mieć nadzieję to jak zjeść omlet jak skończył ci się kawior. Powiadają, że nieodwzajemniona miłość jest najsilniejsza. Idealizujemy ją, stajemy się zależni od nas samych, bo przecież to my decydujemy o sile uczucia.. kierunkowani jedynie swoim własnym umysłem, a ograniczeni jedynie swoimi marzeniami. Ale mi nikt nie pomaga, spadające gwiazdy, łańcuszki i życzenia świąteczne... Mam tylko jedno marzenie, chciałbym kiedyś usłyszeć "kocham Cię"... W każdej modlitwie z Bogiem... proszę oto samo. Nie brakuje mi niczego, poza tym jednym.. Tak bardzo chciałbym żebyśmy byli razem. Tylko tyle? Aż tyle i nic więcej. Moja miłość jest jak syzyf. Za każdym razem kiedy już wydaje się mu, że kamień jest na samej górze, on powoli zswuwa się... najpierw wolno, dostojnie, później już szybko i z wielkim hukiem tocząc się na sam dół zatrzymuje się jak gdyby nigdy nic. Bezuczuciowy, twardy kamień. Wtedy syzyf z płaczem pada na kolana, zakrywa twarz rękoma. Czuje przeszywający go ból. Pada na twarz i leży zastanawiając się co zrobił źle. Kiedy znów odzyskuje siły, wstaje, łagodnie podnosi się i schodzi do kamienia. Dokładnie go ogląda, dotyka, głaszcze... . Gdyby powłoka kamienia była lustem, to wszystkie łzy Syzyfa odbijałyby się, a on sam zobaczyłby jak bardzo go niszczy. Niestety, ten kamień, choć szlachetny i piękny dla niego, nigdy nie pokaże mu jak bardzo go niszczy. Wtedy wyniszczony i zapłakany Syzyf, po raz kolejny, lecz z coraz mniejszym uśmiechem i zapałem, skrupulatnie przykłada ręce do kamienia i rozpoczyna pracę, z góry skazaną na niepowodzenie... a jego trud znajdzie swoją nagrodę, kiedy za którymś razem kamień przygniecie jego ciało tak doszczętnie, że nie będzie mógł się już podnieść... .

Ale nikt nie mówił, że będzie łatwo... Prawda?

Boże... Czy mógłbyś sprawić, żeby ktoś zaczął przenosić góry..?

unloved.one : :
gru 27 2004

Drugi dzień "Świunt"


Komentarze: 1

W sumie jakoś przeżyłem ten dzień... Pożądna dawka kofeiny w połączeniu z rodziną i wiadomościami tworzy mieszankę chemiczną porównywalną do reakcji jądrowych zachodzących w bombie atomowej przy wybuchu. Na szczęście komora spalania kofeiny (żołądek), w moim przypadku może zwiększać swoja obietość do rozmiarów niewyobrażalnych dla zwykłych śmiertelników, dlatego też uniknęliśmy dużej katastrofy. Tak możecie już paść na kolana. Dotykanie za 5 zł. W koncu jestem bohaterem, coś mi się należy, prawda? Piłsudzki też miał.. hmm co on tam miał? Aaa.. czapkę chyba jakąś. Mniejsza z tym. W ciagu ostatnich trzech dób suma godzin mojego snu nie przykroczyła 18 (dla słabych w matmie: 3x24=72 godziny.). A ten świąteczny klimat... ten śnieg... i w ogóle...

W każdym razie dzisiaj nie jestem w stanie napisać niczego sensowniejszego. Jutro będę odrabiał sen... A poza tym mam parę ciekawych zajęć:>. W sumie zaplanowałem ich oczywiście za dużo... No, ale kto miałby dać radę jak nie ja? :> Ech ta moja skromność znowu przezemnie przemawia:D. Dobranoc?

Pozdr.

unloved.one : :