Archiwum 26 lutego 2005


lut 26 2005

Sobota upłynięta:> Sens też trochę.


Komentarze: 12

Upłynięta, ale inaczej niż zwykle. Nie mogę się wyzbyć tego, że cały czas myślę co będzie dalej. Już tego bardzo mało zostało. Co mnie jednak poniekąd cieszy. Dzisiaj nic poza sprzątaniem i wypadem do sklepu by się poobijać, nie uświadczyłem. Wycięte zostało po prostu ćwiczenie... Miałem dzisiaj jechać na ostatni trening i zabrać swoje ździorba, ale nie zrobiłem tego, nie chciało mi się... Ogarnął mnie jakiś dziwny smutek, że to wszystko się kończy. Cała moja przygoda z tym. Czasem jednak znowu wydaje mi się, że to było zwykłe lekarstwo. Tak jak inne moje "hobby". Tylko, że to nie skończyło się z mojej winy. Zmiany zawsze wychodzą na lepsze. Taką mam nadzieję, ale też czego tutaj oczekiwać, po prostu coś się kończy i tyle... Tylko jakaś taka łezka się w oku kręci jak przypomnę sobie tą fascynacje, pierwszy trening, pokonywanie samego siebie, podnoszenie coraz większych ciężarów, ból, pot, łzy i krew. To wszystko bardzo buduje i wzmacnia. Dzięki temu wszystkiemu poznałem lepiej siebie. To nie tylko machanie jakimś żelastwem. Jeśli robisz to z innych powodów niż żeby dobrze wyglądać to jest to ideologia. Jeśli nie popisujesz się przed innymi, a robisz to dla siebie- staje się to twoim życiem, ale takim prywatnym. I taka niewiarygodna odporność na ból... Wszystko ma jednak swój koniec- to tego chyba kiedyś wrócę... mam nadzieję:).

Kupiłem sobie wagę.. Przyda mi się- od poniedziałku dieta. Cały czas to przekładam, ale dam radę zacząć. Zresztą zamierzam opisać tutaj moje zmagania z samym sobą:). Zobaczymy na ile jestem silny psychicznie:>. No i wydatki na czekoladę spadną bardzo znacząco. Kolejny powód by zwiększyć ilość kasy, którą ofiarowywują mi każdego miesiąca rodzice:D.
Tłuszyku... SPALĘ CIĘ (to nie żarty, panie tłuszcz...).

Co do niej... Nie będę próbował przestawać o niej pisać. Nie chcę tego robić. Nie pozbawiłem swojego życia jej obecności. Po prostu przestałem ją darzyć pewnym uczuciem. Ona isnieje dalej i będzie zajmowała jakaś cząstkę mojego życia. To kolejny powód by sprawdzić swoją silną wolę. Mam nadzieję, że jestem już na tyle dorosły by temu sprostać.
Nie chcę palić za sobą mostów, ale już nie cierpię- bo już na nic nie czekam.

Piję swój ulubiony sok marchwiowy, jestem zmęczony i zastanawiam się czym się zająć. Pewnie zaraz posznupię trochę i poporządkuję swój komputer- czas najwyższy... Może otworzę jakąś książkę i zacznę wpajać sobie wiedzę... Nie myśle już o niej jednak cały czas... ani większość czasu. Coraz mniej jednak i już jako o innej osobie...:)
Jednak dałem sobie radę;).

unloved.one : :