Tak się zbierałem.
Komentarze: 11
Tak się zbierałem do podsumowania tego dnia, aż w końcu mi się udało. Do podsumowywania nie ma dużo... Dzień był gorszy niż myślałem, że będzie. I chociaż dostałem tyle pięknych, naprawdę cudownych życzeń... To atmosfery jakoś nie ma. Ok, piszę trochę nostalgicznie, ale nie ma się z czego cieszyć... Nie czuję niczego. Może w sumie oto mi chodziło? Może dlatego podsumowuję to już teraz- bo wiem, że nic się nie zdarzy do mojego spoczynku. Dzień jak każdy inny, poza tym, że ona powiedziała "wszystkiego najlepszego". A reszta rutynowo... zwykle. Zajęcia takie jakie często wykonuję w niedzielę i tyle. Narzekać jednak nie będę otwarcie- bo tak miał być ten dzień. Nie chcę się użalać nad czasem, który przelatuje mi przez palce. Nie chcę zastanawiać się co będzie jutro... Bo nie wiem co szczególnego wydarzyło się dzisiaj, niezbyt wiem co wydarzy się jutro, a wpływu na wczoraj- nie mam.
Wiem jednak, że powinienem docenić to wszystko... i doceniam, tylko, że zmęczony jestem życiem. Może rekolekcje mi pomogą... kurewsko odmienionym i wypoczętym wrócić.. ech jakby pięknie było.
Był jednak dzisiaj motyw niecodzienny. Zdjąłem nieśmiertelnik. Rzecz, która od dawna towarzyszy mi dzień w dzień. Jest najbliżej mnie, pod koszulą... Tak bardzo chciałem wybić sobie tam wyznanie miłości... Nie wiem dlaczego tego nie zrobiłem. Może łudziłem się, że mi przejdzie, że się szybko skończy. A pozostalo wyryte, nie na nierdzewnych blaszkach, ale gdzieś tam w sferze umysłu. Gdybym to jednak zrobił, to uśmiercenie nierdzewnych, kwasoodpornych blach jako symbol końca tego wszystkiego, byłoby właściwe,a zarazem ciekawe i utwierdzające w decyzji... Szkoda, że te blachy w umyśle za twarde są, żeby je tak poprostu polać kwasem i zmyć te literki czy cokolwiek innego. Rzadziej jednak nachodzą mnie myśli, że ona nie jest mnie warta. Stara się. Jest lepiej... Nie wszystko jest w porządku, ale nie żyjemy w filmie. Akceptuję ją, chociaż widzę wszystkie wady, darzę zaufaniem i słucham. Powiadam wam jednak- jeśli jeszcze raz zbagatelizuje jakąś ważną dla mnie sprawę, nie będę się nad niczym zastanawiał.
Ten nieśmiertelnik, który jest mi szczególnie bliski. Stał się symbolem mojego życia. Swoistą jego częścią. Przeżył ze mną dużo. I chociaż wiem, ze to głupie, to zawsze kiedy jest mi źle, to po prostu chwytam go i mocno ściskam. W końcu tam wyryty jestem ja, a jeśli mocno się mnie ścisnie kiedy się rozkładam- mogę działać jeszcze długo zanim na nowo się rozpadnę.
Chciałem jej go kiedyś ofiarować. Na urodziny czy inną specjalną okazję... Rocznicę? W sumie nie mamy rocznicy, no bo jak? Rocznice ważnych wydarzeń pamiętam jak dzisiaj... więc może wtedy? To niebyłby jednak zwykły gest. On naprawdę dużo dla mnie znaczy, w ten sposób może wyraziłbym moje przywiązanie do niej. Wiem na pewno, że jeśli nie oddam jej go wcześniej- otrzyma go na pewno w dniu, w którym będziemy się rozstawać. Mam nadzieję, że w miłej atmosferze... i że to jeszcze daleko, chociaż zmęczony niemiłosiernie jestem też.
http://www.blogi.pl/blog.php?blog=unloved.one.photo