Bo to życie... Jak myślisz, kto pokocha...
Komentarze: 17
"Niech wiara się tli, dodając ci sił, by na nic nie było za późno. Lecz traci swój sens, gdy głupi masz cel i góry przenosisz na próżno. Jutro możemy być szczęśliwi... Jutro możemy tacy być. Jutro by mogło być w tej chwili... gdyby w ogóle mogło być."
Wróciłem właśnie ze "spaceru" z nią. Powiedziałem o tym, co we mnie siedzi, jakie mam problemy życia codziennego. Znowu sprowadziła je do postaci "nicości". Czegoś, co jest proste i nieważne. Nie będę tłumaczył jak, nie będę tłumaczył w jaki sposób to zrobiła. Zrobiła to tak jak zwykle. Tak jak zwykle pokazała, że mnie nie rozumie. Mało obchodzi ją moja osoba, moje nawet najbardziej malutkie problemiki, nie mówiąc już o tych większych. No i oczywiście porównała, że ona radzi sobie z takimi rzaczami znakomicie. Nie docenia jednak, że ja zawsze wspieram ją w każdej sprawie. Ale koniec tego, od dzisiaj nie jesteś ty, ona, ani nikt inny. Od dzisiaj jestem ja. Nauczyła mnie, żeby ludzi traktować podmiotowo. Nie rób nikomu dobrze, nie będzie ci źle. Zatracę się w swojej samolubności i w swojej kompletnej samotności, do której dotrę zapewne przez takie zachowanie. Kładę na to, czas dążyć do swoich celów. Koniec z romantyzmem, zrozumieniem. Koniec z tym. Koniec z tym wszystkim. Mam to wszystko głęboko gdzieś...
Wróciłem do domu, przez okno przedzierały się ostatnie promienie zimowego światła, chociaż słońce zaszło już jakiś czas temu. To może latanie były, albo może raczej światłość rzeczywistości- szara i bezduszna. Szybkim ruchem zasłoniłem żaluzje, moja pedantyczna prywatność wzięła górę. Schyliłem się i zgrabnym ruchem pobudziłem maszynę do działania. Tak, moja była miłość- informatyka. Usłyszałem charakterystyczny dźwięk, logowanie podzespołów. W ciemności po raz kolejny widziałem zmieniające się kolory led-ów, informująych o poprawności działania kolejnych podzespołów. Ze snu obudził się też monitor, zmartwychwstał UPS. Poczułem krzem... niedawno włożyłem tam stary faksmodem, do tej pory pachnie tak samo. Znowu zatraciłem się w zapachu mojej miłości, w której tak byłem rozkochany. Moja największa pasja, coś w czym nikt nie był w stanie mi dorównać. Rzecz, na której znałem się lepiej niż na samym sobie. Szkoda, że ta miłość umarła...
Z jeszcze zamkniętymi oczami podszedłem do kontaktu i pozwoliłem sobie zapalić światło. Wszchobecna zieleń, kojąca jak zwykle- pomyślałem, czując zresztą bardzo mocno. Na stole marchwiowo-jabłkowo-truskawkowy "Pawełek". Stał dumnie jak zazwyczaj. Obok niego nie leżało jednak nic, poza słuchawkami. Sobota, niedawno sprzątałem, nic dziwnego. Wzrok pobłądził gdzieś w okolice kabla, prowadził do niedawno kupionego sprzętu... Gdzieś tam w myślach dziwne uczucie, jakby zadowolenie, może duma? Wzrok przeniosłem na niefirmowe kolumny z doczepionymi znaczkami Sony. Śmieszne... sam siebie próbuję oszukać, jak kompletny idiota... Zatworzony pedantycznym porządkiem rzuciłem spodnie na łóżko, przebrałem rzeczy, które trochę nią pachaniały. Ubrałem świeże... od razu lepiej... Poużalałem się trochę nad swoim wyglądem. Kończąc marudzenie, rozejrzałem się jeszcze raz z myślą... i po co to wszystko? Popatrzyłem na ścianę z moimi zdjeciami. A może gdyby to wszystko sprzedać i kupić aparat...?
Udaję się szukać sensu i konczyć z byciem kimś wartościowym. Koniec.