Odnowa psychiczna...
Komentarze: 14
Dzień był... łatwiejszy niż zwykle. Łatwiej mi było, bo przemyślałem pewne sprawy dogłębnie... Wyciągnąłem raczej chyba dobre wnioski... Ważne, że jest lepiej. I chociaż trudno było, i gdzieś tam w głębi ciągle strach przed sprawdzaniem wiedzy (codziennie lenistwo, mniejsze już o wiele niż kiedyś, daje o sobie znać w codzienności) to jednak jest mi lepiej.
Troche mi trudno się poruszać. Mam ogromne zakwasy... jak zresztą cała moja klasa (chł.).. Nienawidzę kiedy włefista popisuje się przed praktykantami... Ogólnie chłop ma trochę namieszane... ledwo daję sobie radę czasem... Nie wiem jak robiłem to przed treningami, ale chyba trochę sobie przypominam te męczarnie. A musiały to być katusze, skoro teraz też bywa cieńko ze mną. Ale dzień nie było taki zły bo... bo.. coś we mnie znowu mieszka. Tylko, że coś innego niż zwykle. Jakaś dobroć i wszechobecna miłość do świata, to prawie jak szczęście- ale to niedokońca to uczucie... Do prawdziwego szczęścia chyba czegoś mi brakuje. Tylko czego tak naprawdę?
Ona jest chora. Tak mi serce zawsze ściska, kiedy widzę ją bladą i pozbawioną życia z zachrypniętym głosem. Ale zawsze wtedy jest śliczna... Tak wiem, wszyscy faceci, którzy chcą się przypodobać kłamią, że wtedy kobiety podobają im się najbardziej. Wtedy kiedy są bez makijażu, zmęczone i ubrane nieszczególnie. To dlaczego najczęściej spoglądają na te, które są w negliżu i mają 2cm ostrego makijażu...? Mała niekonsekwencja. I chociaż wiem, że dobrze jest tak powiedzieć z zasady, to szczerze mówiąc... Była zmysłowa, anielska, przyciągająca, zachwycająca i ponętna, tak jak zawsze w tym stanie i każdym innym. Możę dlatego, że nie widzę w niej obiektu seksualnego, ale jej wewnętrzne piękno tak czy siak promieniuje w moje oczy z taką siłą, że nic nie jest w stanie zakłócić moich myśli na temat, że jest najpiękniejszą osobą pod słońcem... i w innych galaktykach. Taka bezbronna (paradoksalnie)... Chciałoby się tylko przytulić, pocałować i pozwolić wtulić się jej w siebie tak bardzo mocno jak nigdy przedtem. Później wyrzucić te wszystkie wredne choróbska... Chcę jej zaufać znów... może trochę inaczej niż wtedy chciałbym żeby się potoczyło. Właściwie nie sprecyzowałem czego "wymagam"... zreszta nigdy nie sprecyzuję. Choćbym nie wiem co mówił, nie wiem co myślał, nie wiem jak bardzo się zarzekał że jej nie kocham... to i tak przy wejściu do jej klatki serce będzie mi biło mocniej- jak zwykło robić od ponad 1,5 roku.
Chciałem żeby czuła, że i wtedy jestem przy niej... Kupiłem śliczne pudełko, napisałem wiersz, wrzuciłem tam parę lizaków (które ostatnio chciała kupić, ale niestety ich nie było...), swoje zdjęcie z dzieciństwa, a dokładniej z balu przebierańców w stroju Zorro, na którego odwrocie pozwoliłem sobie zrobić duże Z. Na znak, że jeszcze coś z tego we mnie zostało;), bohaterskiego i romantycznego..;)
Kupiłem najpiękniejszą, największą różę i zostawiłem wszystko pod drzwiami. Chciałem ukryć się gdzieś w zakamarkach klatki, ale kiedy wysłałem sms-a, żeby otwarła drzwi, to czekając, lekko o tym zapomniałem;). Tak wiele chciałem jej powiedzieć. Przeprosić za swoje zachowanie, przytulić, pocałować, pocieszyć, objąć miłością, zapytać jak się czuje, czy nie jest głodna... Widząc istotkę, którą kochasz, a która nie wygląda na całkiem zdrową serce chce aż wyskoczyć... Ech... Było warto czekać aż ktoś otworzy drzwi klatki, poświęcic czas na pomysł, wykonanie, kupienie wszystkiego... Ech było naprawdę warto. Ten uśmiech dał wszystko, tylko uśmiech... wszak chora jest:). Mam nadzieję, że to jej osłodzi, chociaż trochę, przymusowy pobyt w domu. Mam też nadzieję, że i wiersz jej się spodobał, włożyłem tam całe swoje serce... Nie był słodki i cukierkowy... Był kochający i wielbiący, bo taki być miał.
Na fotoblogu zdjęcie pudełeczka;).
http://www.blogi.pl/blog.php?blog=unloved.one.photo