Blog ma już 100 dni... Nie sądziłem, że tak szybko przeleci. 100 poranków, 100 wieczorów. Cała setka. Cała setka życia zawarta tutaj...
Wypadałoby podsumować jakoś te 100 dni...? Wbrew moim przypuszczeniom zrobiłem więcej niż myślalem. Poprawiłem swoje wyniki, stałem się sumienny... To dziwne, ale to blog czynił mnie lepszym. Pisząc i czytając swoje notki, dochodziłem do właściwych wniosków. Rozważałem, rozmyślałem. Widziałem siebie, widziałem co zmienić. Czytałem go jak bloga innej osoby i oceniałem swoje postępowanie, życie z perspektywy. Tak na uboczu...
Dzięki temu wiedziałem co zmienić, co zrobić...
Przez te 100 dni zrobiłem wiele pożytecznych rzeczy, naprawdę nie spodziewałem się tego.
Tak w ogóle, poza konkursem, to odnowiłem swoją dawną, wielką wiarę. Jeszcze przed śmiercią Papieża. Teraz jestem już umocniony... bardzo, bardzo mocno.
Sam blog? Znalazłem tutaj wielu wspaniałych ludzi. Wiele wspaniałych i wartościowych osób komentuje moje notki. Z chęcią czytam ich blogi... gdybym nie zainteresował się założeniem swojego, nigdy bym tutaj na nie nie trafił. Komentarze często podnosiły mnie na duchu, dawały do myślenia. Bardzo za nie wszystkie dziękuję. Naprawdę bardzo.
Chciałem stworzyć coś, co by mnie urzeczywistniało... Myślę, że w jakimś stopniu mi się udało. Wy jesteście tego częścią, dziękuję.
Bloga zakładałem jako ten jeden niekochany... Nie wiem, być może wypadałoby zmienić login?
Życie bardzo się zmieniło. Zrozumiałem jak bardzo ją kocham, jak bardzo kocham rodziców...
Nauczyłem się jak doceniać każdą kroplę wody, każdy kęs pożywienia... Każdy skrawek papieru, każdą kostkę czekolady. Nauczyłem się jak doceniać każdą minutę, każdą sekundę, jak nie tracić czasu. Poznałem dogłębniej wartość każdej złotówki- pieniądze to włożone w nie praca, dobrze kiedy jest uczciwa. Nauczyłem się cieszyć słońcem, deszczem, wiatrem, każdym uśmiechem. Zacząłem patrzeć na każdą otaczającą mnie rzecz z zachwytem, nad ludzkim intelektem, który to wszystko zagospodarował. Może wydoroślałem...?
Od zawsze mówiłem otwarcie o moich uczuciach. Teraz robię to jeszcze bardziej otwarcie. Daję mojej kobiecie to wszystko- czego potrzebuje by być szczęśliwą... Oprócz tych wszystkich rozmów, gestów, słów, sms-ów, kartek, kwiatów, prezentów, oparcia...może poczucia bezpieczeństwa (czy słowa "zawsze jestem przy Tobie", potwierdzone gestami, dają takie poczucie?) wierności, grania fair... zacząłem mówić o jej fizyczności. O sztuce kochania nie tylko umysłem. O sztuce przekazywania uczuć także ciałem. W zasadzie nie wiem czy ona chciałby kiedyś czegokolwiek... Nie będę o tym myślał, nawet nie będę zahaczał o ten temat. Ona nie jest taka... Dla mnie liczy się naprawdę przedewszystkim wnętrze... nic więcej nie jest ważne. Może przytoczę sms-a, którego niedawno jej wysyłałem: "Piękno jest rzeczą względną i nie zależy od opalenizny ani gładkości skóry, zmysłową i urodziwą się jest... Do tego trzeba wziąć pod uwagę ciepło i piękno promieniujące z kobiety, a szczególnie kryjące się pod cudownymi zielonymi oczętami..."
Nigdy nie mówiłem o tych sprawach tak często, jak przez ostatnie dni, trochę ją to zdziwiło... Ja po prostu chcę, żeby wiedziała, że jest cudowną istotą nie tylko pod względem duszy, ale także pod względem swojej fizyczności. Niedawno próbowałem wskrzesić w sobie jakieś głębsze samcze instykty, inne niż te takie zwykłe, codziennie, może dłużej zawiesić na którejś pannie wzrok...? Niepotrafię, za każdym razem porównuję ją do NIEJ i ta panna jest po prostu nieatrakcyjna...
Jest dla mnie największym szczęściem...
Ona teraz zachowuje się tak, jak zawsze to sobie wyobrażałem... Jest przy mnie.. Naprawdę. To namacalne pod palcami. Ona zasługuje na wszystko... "Będę cię obserwował... będę się absorbował..."
Kocham cię jak potrafię, chociaż jestem przy tobie krasnalem intelektualnym.
W dużej mierze to wszystko właśnie dzięki temu blogowi... Przemyślenia...
Cieszę się z tych 100 dni mojego życia.