Dawno tutaj nie byłem. Już od długiego czasu nie wklepywałem tutaj żadnych myśli... A może i wklepywałem, lecz zaraz przed dodaniem notki zamykałem okno i wracałem do zajęć codziennych. Z różnych powodów, może lepiej, może gorzej przezemnie poznanych, ale zawsze tak samo irytujących kiedy zastanawiałem się dlaczego to zrobiłem...
Tak, wiem. Nie czytam, nie komentuję, sam nawet nie piszę, nie wiem dlaczego. Nie mam czasu, ale dobrze wiem, że gdybym wziął się za siebie, to znalazłbym go. Znalazłbym go na wszystko. Muszę to wszystko poukładać i wziąć się w garść...
Czy coś się zmieniło? Może i tak. Ciągle jestem tym samym facetem, tyle, że już mniej wierzącym w wartości które zwykłem wywyższać. Tym samym facetem, dla którego ona jest najważniejsza, chociaż on dla niej nie. Tym samym facetem, który wciąż wybacza, który wciąż wierzy, wciąż myśli, wciąż chciałby chociaż przez chwilę być z nią. Wiedzieć, czuć, myśleć. Tak, tego brakuje mi do szczęścia. Wciąż tym samym facetem, któremu wszyscy mówią, że popełnia błąd. Tym samym facetem, który wciąż pisze wiersze i fotografuje. Tym samym, który chociaż nie chce się do tego przyznać kocha swoją rodzinę i kocha też swoje życie, ale nie ma na kogo zrzucić winy za to, że nie jest dość "dobry" by z nią być. Ten sam facet, który ciągle przez swoje ego nie może uwierzyć w to, że po prostu nie może jej mieć...
Ale jest też druga strona jego osobowości. Ten sam facet tak bardzo siebie nienawidzi, że przez dwa ostatnie tygodnie głównymi wilgotnymi elementami jego życia były łzy, czasem alkohol... Mało, lecz zawsze. Kimś, kto nie potrafi się podnieść po przegranej. Bo tak, to była wielka bitwa na której poległem, przegrałem, chociaż walczyłem do ostatniej kropli krwi. Nie ma we mnie już nawet namiastki tego czerwonego płynu...
Codziennie płaczę, czuję się samotny.
Czuję się źle.
Nie mam jej...
Codziennie budzę się i umieram na nowo... Śmierć za śmiercią, mój pokój i życie jest zbiorową mogiłą wszystkich możliwych unloved.one'ów... I tak w kółko.. ciągle i ciągle...