Najnowsze wpisy, strona 14


mar 26 2005

Sens? ("W bezsensie, sens jest jedynym awansem,...


Komentarze: 10

Muszę się do czegoś przyznać. Nie radzę sobie ze swoim życiem. Z samym sobą. Tak naprawdę nie potrafię się kontrolować. Gram postać, którą nie jestem. Przed każdym inną. Właściwie nie wiem kim jestem, sztucznym kwiatem? Dla każdego inaczej wyglądam, dla każdego znaczę co innego. Sam nie wiem kim jestem. Gubię się w samych domysłach. Nie można być młodym, szalonym i jednocześnie dojrzałym i poważnym. Mądrym i trochę głupim zarazem. Zawsze uważałem, że jestem poukładany, że niczego mi nie brakuje, że może jestem dojrzały? Wydaje mi się jednak, że ja tylko chcę być dojrzały. Jestem przeciętny, niczym nie wybijam sie ponad innych. Jestem zwykłym, sztucznym kwiatem.

Wiem, że drzemie we mnie wielki potencjał. Tylko, że cały dzień myślę o niej i nie robię nic. Tak się w końcu moja miłość zaczynała. I wiecie co? Spodobało mi się to nic nie robienie. Uskuteczniam to po dziś dzień, wkurwiając się na siebie- jesteś nikim, przez to, że robisz nic. Bo taka jest prawda. Omijam wyzwania szerokim łukiem. Idę po najmniejszej linii oporu. Nie tak miało być. Nie tak miało być do cholery. I wiem, że muszę to zmienić. Wiem i chujam dalej rzeczywistość, która zabija mnie wewnętrznie. To nie jest chyba bunt, co nie? Depresje mam codzienną. Właściwie to się już przyzwyczaiłem. Nie chcę cię kochać, a i tak to robię. Gdzie jest kurwa miejsce na sens? Orzeszki ziemnie mi go zasypały czy co? Nie mam ochoty ich jeść. Ale też nie może być zasypany. Światowy problem- jak odkopać sens, przysypany orzeszkami ziemnymi? Obiecuję tutaj sobie (i biorę was na świadków) że owy sens odnajdę i zacznę spełniać jego wyzwania. Że zrobię listę dążeń i przestanę chujać czas na wszelkie możliwe sposoby. Nie nienawidzę siebie za to jaki jestem, ale za to, że nie potrafię tego zmienić. Nie potrafię?
Potrafię...
PO-TRA-FIĘ.!

unloved.one : :
mar 26 2005

FTW...


Komentarze: 12

Święta za pasem?
Święta z wypasem...?

Chciałbym ten dzień jakoś kreatywnie spędzić...
Ale jakoś nie mogę.

Mam już dość myślenia, nie mogłoby się samo myśleć?
Święta? Gdzie...?

Zrobiłem sobie bransoletkę z drewna, brzydka.
Może kupię sobie taka normalną, ładną?

unloved.one : :
mar 25 2005

"Chyba..."


Komentarze: 17

Dziś ostateczny werdykt.
Jestem szczęśliwy bo:
-żyję.
Innych powodów nie ma, więc...
Odnalazłem w niej i we mnie duże podobieństwo... dosłowne, a raczej jedno słowne...
Dotyczy ono tego, że ja ją chyba darzę wielkim uczuciem... a ona mnie chyba nie.

Jak to ludzie potrafią być podobni, nie?
Nie jestem szczęśliwy:).
Chyba chyba chyba chyba chyba...

unloved.one : :
mar 25 2005

Miłość jeszcze żyje w nas... jeszcze...


Komentarze: 14

Średnio mi się podobał dzień, bo chociaż niby robiłem wiele rzeczy, to po jego podsumowaniu, okazało się, że zrobiłem- nic. W sumie nie powinienem się denerwować jednym dniem, który przez swoje lenistwo "przewaliłem", ale to już chyba 50 z kolei... tak być nie może.
Dieta może być i jest. Reszta rzeczy to masa uchybień, a moje zachowanie... hmm chaotyczny jestem, niepoukładany, muszę zacząć lepiej gospodarować czasem- jestem na dobrej drodze:). Razem z Death_World_ będziemy się powolutku zmieniać:).

Zastanawiam się, czy jestem szczęśliwy. Bo jeśli byłbym szczęśliwy- nie musiałbym się nad tym zastanawiać. Z drugiej jednak strony umysł podpowiada mi, że powieniem.W końcu jakby na to nie patrzeć, przy moim boku jest kobieta tęskniąca, subtelna, inteligentna, mówiąca tyle ile trzeba, rozumiejąca tyle, ile trzeba. Kiedy dzisiaj pomyślałem o moich znajomych, to doszedłem do wniosku, że ostatnio tylko jej mogę być pewnien. Pewien, że wysłucha, pewien że zrozumie (!), że pójdzie na spacer, że nie będzie się śmiała z moich porażek i głupot, że nie zamieni czasu ze mną na czas z kimś innym, że po prostu jestem pewnien, że jest blisko... ze mną? Zaczynam to widzieć bardzo, bardzo mocno... I właśnie przez to, czasem gdy ją widzę, chciałbym tak cholernie mocno ją przytulić, ale nie tak zwyczajnie- tylko tak, że zabrałbym ją całą, prosto do mojego serca... Nie mogę jednak tego zrobić, chcę żeby żyła szczęśliwie i z uśmiechem na ustach, wiedząc, że może czuć się bezpieczna, bo jest ktoś, kto bardzo mocno czuje... .

Facet taki jak ja- jest dumny kiedy jego kobieta pyta, kiedy on może się wykazać, kiedy mogę nauczyć ją czegoś nowego, pochwalić się wiedzą. Kiedy widzę, że słucha co mówię- jestem w siódnym niebie. Nie wiem jak to wytłumaczyć, ale tak po prostu jest. Chcę być dla niej autorytetem. Nie takim wymuszonym, ale po prostu autorytetem, jakimś tam malutkim. Ona dla mnie jest autorytetem, gdyby nie była- nie szanowałbym jej tak bardzo, bardzo mocno. Nie odważyłbym się jej skrzywdzić czy obrazić....

Paradoksalnie w moim życiu są takie momenty, że kiedy ja się oddalam- ona się do mnie przybliża i odwrotnie. Kiedy ona jest blisko mnie, wszystkie znane mi dziewczęta są miłe, prawią komplementy, zapraszają na imprezy. Kiedy ona jest daleko, to jest zupełnie inaczej. Może dlatego, że kiedy ona jest daleko- wszystko jest daleko? Chodzę smutny i zamknięty w sobie, a kiedy jestem uśmiechęniety, lepiej nawiązuje się kontakty? Wiem jedno, nie poddam się, nigdzie nie pójdę, niczego nie zrobię. Nawet nie mam ochoty. Kiedyś tak bardzo bałem się każdego dnia, z prozaicznego powodu. Zdawałem sobie sprawę, że ktoś mi ją zabierze i nic na to nie poradzę. Byłem bardzo, bardzo zazdrosny, o wszystkich.... Teraz wiem, że taki dzień nadejdzie, ale... Dobrze wiem, że takie jak ona są poszukiwane, ale wiem też, że ona tego tak szybko mnie nie zgniecie jak kartki paperu i nie wyrzuci do kosza, ot tak. Teraz daje mi pewność, że mojego miejsca nie zajmie nic nie znaczący frajer, będący zwykłym kaprysem. To jest prawie pewność, bo gdzieś tam w środku.. ciagle się boję. Pf.. Czy facet też potrzebuje poczucia bezpieczeństwa? W moim przypadku tak...

http://www.blogi.pl/blog.php?blog=unloved.one.photo

unloved.one : :
mar 21 2005

Kult w CD... późny wieczór, zbędna kawa,...


Komentarze: 15

Wzbiera we mnie powoli wielka radość, spowodowana założeniem tego bloga. Mam pewne poczucie, że dzięki notkom, komentarzom i moim przemyśleniom ich dotyczącym, zrozumiałem bardzo wiele. Od jego początku zmieniło się wszystko. Bo i ona zarówno była, jak i jest teraz wszystkim- czego aktualnie pragnę i w czym chciałbym się bezkresnie zatracić.

Te moje wszystkie narzekania, bolączki.. chyba bezpodstawne nie były, chociaż teraz tak naprawdę się ich.. wstydzę? Nie umiem tego opisać, żałuję tego, że wypomniałem jej wszystko, postawiłem sprawę jasno. Przedłożyłem szereg monologów o tym jak się czułem, o tym, że mam uczucia, pragnienia, potrzeby przytulenia i rozumienia jak każdy uczuciowy facet... I uważam, że to dziecinne. Bo to tak, jakbym oto prosił. Biedny Wojtuś potrzebuje ukojenia: "Ludożerka chce cukierka!". I nie wiem dlaczego, ale mam poczucie, że ludzie nie powinni takich rzeczy słyszeć, ale jeśli już ktoś to powie, to powinni się rozstać. Bo zawsze coś w nas zostaje. Po jednej stronie nienawiść, po drugiej zaś pewnego rodzaju złość? W koncu ona też ma serce, też czuje. Starałem się rozumieć obowiązki, zmęczenie, ale tak jak mi uświadomiliście- do pewnego stopnia. Pałałem do niej naprawdę wielkim uczuciem i wiem to. W zasadzie nigdy nie zastanawiałem się dlaczego tak dużo robię, co robię i z jakiego powodu tak postępuję. Mówią, że to miłość, ale to chyba za duże słowo. Wolałbym to nazywać raczej bardzo, bardzo silnym uczuciem, które fundamenty ma w przyjaźni, lecz oczekuje partnerstwa między kobietą a mężczyzną. Nie byłaby zadowolona, że tutaj o niej piszę, ale w koncu to moje przeżycia, mój blog... i anonimowy w sumie... Ona nie lubi wystawiać uczuć na pokaż, zbyt dużo chyba przeżyła. Nie wiem o tym zbyt dużo, bo nie jest otwarta w tych sprawach. Mało rozmawialismy o uczuciach. Chyba zawsze obawiała się, że zahaczę o temat naszych uczuć... Zawsze słyszałem: "Ty wiesz co ja myślę". Problem w tym, że nie wiedziałem. Mogłem się tylko domyślać i w mojej młodzieńczej główce kiełkowały różne... bajeczne... dziecinne marzenia i wyobrażenia o naszej płomiennej, cichej, prawdziwej miłości. Później już nawet nie dopuszczałem do siebie myśli, że mogłoby to wygladać inaczej. Po prostu przyjąłem to do wiadomości, uznałem, że tak już musi być i akceptowałem wszystko. Poza tym... ona była taka inna (stara śpiewka z filmów i płomiennych romansów nastolatków), zupełnie odcięta od rzeczywistości. Byłem jednym słowem zauroczony. Pierwsze przyszła fascynacja osobowością (nic dziwnego, rok starsza dziewczyna...), a później już kiedy mocno się zauroczyłem- fascynacja ciałem, które swoją drogą uważałem i do tej pory uważam za ideał... Była również pierwszą i jedyną dla której tak bardzo się starałem. Kwiaty, troska, komplementy, noszenie na rękach. Zacząłem o siebie dbać jak nigdy do tej pory, sięgnąłem do poezji. Jednym słowem chciałem sprostać wymaganiom stawianym przez starszą dziewczynę, nie było łatwo, ale nikt nie mówił, że będzie łatwo;). Ona nigdy nie wymagała, ale akceptowała i nie była zła... Cóż, trudno się jej dziwić, prawda? Też bym się nie obraził. I tak żyliśmy sobie spokojnie, a we mnie kumulowało się to wszystko, gdzieś pod dziwną pokrywką, czerwoną od krwi zresztą. Widziałem w niej wszystkie wspaniałe cechy i tej piękny uśmiech gdy mnie widziała. Miała coś w oczach, to nie pozwalało mi zasypiać bez myślenia o niej... Całymi dniami o niej myślę, czasem to denerwujące bo przerywa obowiązki, ale warto.
Pisząc powoli bloga, czytając komentarze, swoje notki, myśląc o swoim postępowaniu... coraz bardziej budowałem w sobie nienawiść. Starałem się czuć ból patrząc na jej zdjęcie. To miało mi pozwolić uwolnić się od tego uczucia. Zresztą miałem już takie przebłyski. Niby kończące to uczucie... Prawie mi się udało, to jest możliwe, znienawidziłem (uczuciem zupełnie przeciwnym do miłości, inaczej się nie da) i nie czułem prawie nic... Coś się tliło, ale i to by zgasło. Postanowiłem jednak "spróbować" jeszcze raz. Byliśmy tez przecież "nie rozliczeni"... Zabrzmiało samolubnie i szowinistycznie, ale tak, tak wtedy czułem, czystą odrazę i ból. Każdy z nas wie jak silnie można nienawidzieć kogoś, kogo kiedyś się kochało. Powiedziałem co czuję, co bolało, jak to wyglądało z mojej strony. Powiedziałem, że odchodzę, że już nie chcę żeby mnie bolało. Że bardzo mnie raniła... Fakt faktem milczałem, ale bolało... Dawałem znaki, mówiłem też dużo, ona nie słuchała. Przepraszała mnie już nieraz.. To niby tylko słowa, ale w jej oczach widziałem ból, żal? Naprawdę nie chciała mnie ranić. Może wynosiła się samolubnością, ale naprawdę zrozumiałem, że nie chciała. Że ta piękna, cnotliwa osóbka nie chciała, nie chciała, ale życie pojechało własnym torem, na który miała wpływ, lecz niezbyt świadomie. Według katechizmu to grzech lekki, przez który tracimy łaski uczynkowe, przygłuszamy głos sumienia, lecz nie tracimy łaski uświęcającej... I u mnie także jej nie straciła. Nie jestem bogiem, ona jest moją boginią. W moim sercu zawsze było i będzie dla niej miejsce- nawet wtedy kiedy się rozstaniemy (co przyniesie przyszłość- nikt nie wie).
Ona zrozumiała mój ból, moje cierpienie, moje potrzeby. Teraz jest zupełnie inaczej. We mnie dalej tkwi uczucie nienawiści, ale jest przygaszone, odsunięte na bok. Kiedyś ja zakochałem sie w niej- teraz ona rozkochuje mnie w sobie na nowo... Myśli, szanuje, stawia gdzieś w swoim życiu na bardzo ważnym miejscu. Idąc z nią czuję jej obecność w całym ciele, słysząc słowa uznania wypadające z jej ust- jestem najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi. Dziękuje mi wiele razy, może nawet za często. Należy jej się troska, opieka...
Czuje, że jest ze mną. Nie muszę z nią o tym rozmawiać, to niczego nie zmieni. Nikt nikogo nie oszukuje- obydwoje wiemy co między nami jest i może ona pojmuje to inaczej, ale ja czuję, że w niej jest coś myślącego o mnie w bardzo ciepłych barwach. Pozwala mi poznać siebie jako piękną, wartościową, troskliwą, ciepłą, śliczną młodą kobietkę. Dokładnie taką, jaką sobie wymarzyłem. Jest wszystkim... naprawdę wszystkim. Wiem, że jest wiele rzeczy do odkrycia, do poznania, ale mogę śmiało powiedzieć, że nie oczekuję niczego więcej. Ta inteligentna, elokwentna kobietka jest warta każdego, nawet najwymyślniejszego gestu i to już nie za samą obecność, ale za to kim dla mnie jest i za to- co teraz robi. Jest najukochańszą i najwspanialszą kobietą tego świata... Musiałem tutaj to napisać, bo ją chyba naprawdę... .

Warto było czekać- choćbym się mylił w całości tej notki....
Mało kto przeczyta tą długaśną notkę, ale czytelniku: chwała ci za to. Otrzymujesz dyplom wytrwałego czytelnika. Możesz być dumna (Czytelniczko droga:) )

http://www.blogi.pl/blog.php?blog=unloved.one.photo

 

unloved.one : :