Archiwum luty 2005, strona 3


lut 11 2005

Podsumowanie..


Komentarze: 7

Chciałem zakończyć jej temat na tym blogu. Zamknąć tą księgę. Akurat tak się złożyło, że zacząłem prowadzić bloga pod koniec moich rozważań. Ja naprawdę już pogodziłem się ze wszystkim. Tyle, że ja- muszę się zawsze z wszystkim (i tym "wszystkim") szczególnie pogodzić. Przemyśleć, pomedytować. Znaleźć inną drogę. Ja muszę się teraz odnaleźć. Szarpało mną i moim życiem już długo. Jednego dnia było dobrze, drugiego zaś uważałem, że jest tragicznie. Jednak jak, więc mogło się tak zmieniać z dnia na dzień...? Czy to okres? Czy może ZNPM? Było mi poprostu źle, a w te dobre dni nawiedzała mnie nadzieja na lepsze jutro, które nigdy nie nadeszło.
Dzisiaj nie chcę, żeby kiedykolwiek nadeszło. Jutro skończyło się już dawno, jutro skończyło się jak wszystkie moje nieodpowiednie wartości i zachowania, które teraz do ich śmierci tępić będę- za wszelką cenę. Nie będę się rozpisywał, ani ubierał niczego w piękne słowa... W moim życiu już ciebie nie ma... wiesz? To jest do ciebie... ty wiesz...
Tym jakże miłym i niebalanym (:>:/) akcentem chciałbym ostatecznie zakończyć wywody o niej, o nas i o tym całym gównie, które mnie spotkało. Jednym słowem spożytkować energię witalną lepiej, dobziej, wytwalziej, ambitniej. "Bo nie ma już nic.. totalna pustka..." Tak więc, w kropce na końcu tego zdania kończy się wszystko- co kochałem przez półtorej roku.
A dzisiejszy dzień był dniem przemyśleń i lenistwa... Jak wszystkie ostatnio:D. Na WF przez jakieś płotki biegałem i nawet mi szło.. hoho:D. Toż to święto było. Widać trening efekty przeniosły. Nie jako ostatni w klasie egzystuję- lecz jako najlepszy leszcz! (Gratulacje można już teraz, kwiaty do garderoby później). Nikt nie wyrwał mnie do odpowiedzi. Zresztą zaświdrowałem tak wszystkich moim ponętnym wzrokiem a'la gorąca 13, że "pół korytarza wymięka" (damska część oczywiście.) jak to podsumowała osobniczka płci bliżej nieokreślonej, której nie trawię, nie lubię, poprzez znięchęcenie do jej osoby, na nienawiści kończąc.Tyle:).

Let's stay Wiedro.
FTZ

unloved.one : :
lut 10 2005

Nie jest lekko...


Komentarze: 9

Pogódź się ze stratą... Ta rana się zabliźni...
W sumie nie tak miało być. Bo przecież gdybym był skończonym idiotą to zbluzgałbym ją, nawrzucał jej i tyle ją widział. Tylko dlatego, że się udało. Gdybym był mądry- rozstałbym się z nią na zawsze już dawno... Wyszłoby na to samo, tylko druga opcja jakaś bardziej honorowa...? Nie wiem co mam mysłeć, nie wiem jak się miewa i średnio wiem jak sobie radzić kiedy żyć się odechciewa..
Rozmawialiśmy. Wypowiedziałem wszystko co leżało mi na duszy. Ileż tego było. Na pewno poczuła się źle. Teraz mi jest źle, że to zrobiłem. Ale kiedyś dobiłoby mnie to... teraz tylko boli. Ale co miałem zrobić? Rozmowa była, tragiczna i momentami nie potrafiłem oddychać (sam nie wiem dlaczego... poprostu jakby brakowało tlenu...). Potwierdziło się to czego bałem się najbardziej sobie uświadomić. Dla niej to nie było uczucie. Nic więcej poza dobrą znajomością, przyjaźnią. Szkoda, że dla innych i dla mnie to tak nie wyglądało. Nie będę tutaj dywagował co się stało, o czym rozmawialiśmy... jak się teraz czułem, jak się czułem wczoraj, ani co zjem jutro na śniadanie.
Wolałbym raczej zastanowić się nad ludzką nadzieją. Ja ją miałem, przesadną i niepotrzebną. To był zły rodzaj nadziei. Myślałem, że wszystko ułoży się po mojej myśli... No bo tak. Bo jak się będę bardzo, bardzo starał, pokazywał to- to wszystko się zmieni. Tak mi wszyscy mówili... Podchwyciłem pomysł. Pomylili się. Tak więc... Jeśli ubzdurasz sobie coś albo wmówisz, to jak najszybciej to z siebie wyrzuć. To tylko dodatkowy ból. Tylko nieodwzajemniona miłość jest bólem. Odwzajemniona to dopiero szczęście.. Ja również widzę swoje błędy, niedoskonałości, swoje dziecinne zachowanie (miłość z filmów itepe...). Jeśli są sygnały, że nic z tego nie będzie to najlepiej pogodzić się z tym już na początku jakiegoś uczucia. Im mniejsze tym lepiej, łatwiej stłamsić. To szalenie trudne. Wiem- bo sam przeżywałem. Tyle dookoła miłości.. sztucznej, kreowanej miłośći, ale jednak to działa na umysł człowieka. Pogodziłem się już ze wszystkim, lepiej późno niż wcale:). Teraz wiem, że powinienem był to zrobić już dawno temu. Czas się zmienić, podnieść i znowu zacząc się rozwijać i zmieniać na lepsze. Bez nikogo przy boku, a może z nią? Cały czas proponuje mi przyjaźń, ja nie wiem co o tym myśleć. Nie wiem czy dam radę... Ale czy na świecie są rzeczy, którym nie damy rady? Znam smak swoich łez, krwi i potu na treningach. Znam siebie, znam uczucie bólu, jestem silniejszy. To już wszystko w temacie- ja i ona. Ta rozmowa to zakończyła, już nigdy nie będziemy parą... Może i dobrze? Może i tak ją kocham. To nie ma już znaczenia. Czas wziąć się w garść:). Odzyskać siebie! Włożę tutaj licznik dni odzyskiwania siebie...;)

Podsumowując: lepiej dwa razy się zasmucić z drobnego rozczarowania, niż dwa miliony razy płakać z powodu nieodwzajemnionej miłości, nieważne czym by dla nas była i czego nas nauczyła...:).

unloved.one : :
lut 09 2005

Walentynki...


Komentarze: 12

Niewidzę ich... To znaczy mam do nich stosunek bezpodmiotowy. Właściwie nie lubię ich bo... z nikim ich jeszcze nie spędzałem. Ogólnie wszystkie święta, które kojarzą mi się z różowym i czymś sztucznym omijam. Nie lubię być taki jak inni, robić tego co wszyscy. A wszyscy robią to tylko dlatego bo to takie miłe. "O kościele- jak o zmarłym mówić tylko dobrze". Przez chwilę zatrzymałem się przy pisaniu... Wiem już dlaczego nie lubię "miziających się par", które budzą we mnie obrzydzenie. Wiem już dlaczego nienawidzę słodkości i nadmiernego ciepła. Czasem sztucznego... Ja poprostu nigdy tego nie otrzymałem. Tutaj chyba leży problem... Nie lubię walentynek bo nigdy żadnej nie dostałem. Ja uczuciowy i romantyczny... nienawidzę walentynek- toż paradoks jest przecież. W swoim marnym życiu nigdy nie dostałem walentynki. I tak też się złożyło, że z nikim nigdy nie byłem w ten dzień. To sprawia, że nie możesz patrzeć w TV jak o tym przypominają. Te wszechobecne serca i cmokające się pary. No i w tej wieczór też wyjść nigdzie nie można... Rodzi się we mnie małe uczucie bólu i nostalgii. Bo tak naprawdę, to nikt nigdy nie odwzajemnił mojego uczucia... Śmieszne, w tamtym roku właśnie chory poszedłem po kartkę dla niej... Właściwie nie wiem dlaczeg. Dlatego, że nienawidzę walentynek? Zdobyłem się jednak na odwagę.. pomyślałem- przecież nie zrobiłbym tego dla kogoś innego. Chciałem symbolicznie, to i tak dużo kiedy czegoś nienawidzisz... Od niej kartki nie dostałem, nic nie dostałem. Tak bywa powiedzą...
W tym roku nie chcę wiedzieć co bym zrobił. Nie będę robił nic, nie mam na to ochoty. Nie chce mi się już myśleć, robić czegokolwiek. Chciałbym odpocząć od życia, ale nie da się. Nikt tego nie potrafi bez konsekwencji. A ja nie chcę ich ponosić. Nie chcę też już być za kogoś odpowiedzialny, nie chcę tęsknić, myśleć, bo zadużo mnie to kosztowało. Chociaż nigdy nie miarowałem ile uczucia jej poświęciłem to jednak teraz mogę jednoznacznie stwierdzić, że za dużo. Nie mam już ochoty na miłość... Nie chcę kochać. Co mnie spotkało? Ból. Człowiek uczy się na błędach. Jestem skrzywiony psychicznie, ale wyprostuję się na czas kiedy dziewczyny zapragną kogoś tak uczuciowego jak ja. Nie będa samolubne jak ona. Będą dawać, nie będą się bawić, będą kochać... Mnie boli wszystko w środku. Dopóki wszystko się nie zabliźni, nie będę robił nic. Potem zdobędę się na odwagę i odzyskam siebie. Na razie macie tymczasony zamiennik. Ale na krótko;).
P.S Tam gdzieś w głębi uważam, że walentynki to piękne święto. Święto miłości. Święto dla kogoś kto kocha i jest kochany. Dla innych to dzień smutku i zazdrości. Przynajmniej dla mnie i pewnie wielu zranionych i opuszczonych ludzi.

unloved.one : :
lut 08 2005

Konsternacja


Komentarze: 9

Ech... mózg mi paruje... Właśnie uświadomiłem sobie, że jeśli naprawdę nie zacznę zmieniać swojego stosunku do nauki to z najlepszego w klasie, poprzez średnich, stanę się jednym z najgorszych. Co równa się oczywiście byciem pośmiewiskiem. W zasadzie nikt nie wie dlaczego. Wydaje mi się, że ludzie najbardziej lubią oglądać czyjeś nieszczęścia. Prawdopodobnie wynika to z faktu, że ludzie w taki sposób obalają swój mit na temat tego, że oni mają źle. No bo przecież inni mają gorzej i to widać wyraźnie na jakimś tam przykładzie. Jest jednak jeszcze druga strona medalu. Taka jest niestety ludzka natura.. Zawiść, zazdrość. Może to dopiero teraz się narodziło, ale można zaobserować bardzo dotkliwie na tym jak inni cię traktują. Jak odnoszą się do siebie. Czasem mam wrażenie, że my- Polacy, narzekamy z zasady. Narzeka się na wszystko i wszystkich. Obojętnie co by było- zawsze narzekamy, a przecież nie ma rzeczy idealnych. Nikt tak jak my nie potrafi odnaleźć złych stron życia. Może z tego wynika nasze postępowanie w stosunku do innych... A może to tylko chęć bycia motywem przewodnim w stadzie...?
Miałem jechać na kulig... miało być fajnie. Miał być śnieg... I co jest?! W zasadzie na razie nic, ale przewiduję gówno jak zwykle. Oczywiście zespół klasowy (haha..) nie pojedzie, dlatego, że 8 osób nie ma na to ochoty. Oczywiście wcześniej deklarowały udział jak najbardziej. Z tego co pamiętam to byly głównymi promotorkami tego pomysłu w klasie. Nawet można by rzecz, że one go rozreklamowały... A teraz? Byłem specyptyczny, później napaliłem się na ten kulig (jak już wszystko było dograne..) i znowu to samo. Nie chodzi o jakiś tam pieprzony kulig. Ale aż serce boli, że taki idiotyzm i sztuczna indywidualność psuje piękno dnia codziennego. To dzięki takim osobom w naszym języku tyle wulgaryzmów.. Ja przynajmniej ich użyłem w stosunku do nich, przez nie... No bo jak tutaj nie narzekać skoro każdy pomysł zostaje zniszczony przez te same osoby. To dziewczyny, które nie jeszcze nie dorosły by decydować o czymkolwiek, a jednak potrafią rozwalić wszystko. Psują generalny dobry wizurek kobiet. Nie przepuszczam ich już w drzwiach, ani nie mam od nich szacunku. Oczywiści tylko je. No bo skąś ten szacunek musi płynąć. Nie będę szanował kogoś kto jest osobą, któa się wywyższa, zachowuje jak największa królowa, przy tym klnąć i kurwiąc się za przeproszeniem na lewo i prawo. Dość jednak mam już z nimi wojen, utarczek słownych. Później z tego tylko same problemy. Niewarto zbawiać świata na siłę bo i tak nic z tego nie ma... niestety.. Czuję, że narzekam...
Kończę. Jeszcze trochę nauki przedemną.

unloved.one : :
lut 06 2005

Kompletnie niekompletny. To już koniec....


Komentarze: 15

Dzisiaj... Dzisiaj nadszedł pamiętny dzień z najpąmiętniejszych. Dziś oto mały chłopczyk (czyli ja) pojął pewną ważną wiedzę o pewnej pannie (czyli o niej). Dzisiejszy oto dzień, przyniósł potwierdzenie. Utwierdzenie, zatwardzenie i ubetonowanie moich najgorszych myśli. Zastanawiałem się nawet czy nie przekoloryzować bloga na czarno-biało.. Nie... Ona nie jest już warta nawet tego.
Dzisiejszy oto dzień, przyniósł rozwiązanie... To całkowicie definitywny koniec moich jakichkolwiek uczuć w stosunku do niej. We mnie już coś zgasło. Całe to uczucie, tłumione powoli, zostało stłamszone całkowicie. Nie będzie już nigdy nic. Przynajmniej w temacie czy kontekście: ja i ona. Słowa "my" nie ma. Nigdy zresztą nie było. Tudzież powrócić, a raczej narodzić się znowu również nie będzie mu dane. W tej sprawie to może nawet wylecieć z mojego słownika. Niech się rozpłynie..
Dzisiejszy oto dzień, to to co zapowiadałem. Myślałem tak właśnie nad tymi zdjęciami... i wpadł mi do głowy pomysł, że może przeszedłbym się i z nią.. No cóż, w mojej głowie zakiełkowała myśl, że to będzie ostateczny sprawdzian jej i moich uczuć. Pozwoliłem sobie odpowiadać na wszystko co było ironiczne. Reagować na błędy czy specjalne złośliwe atakowanie mnie. Traktowałem ją poprostu jak wszystkich innych:). Okazało się, że to jednak prawda.. "Wycieczka" zakończyłą się na naburmuszeniem, a poza kłótniami panowała cisza. Nie wymieniłem z nią nawet jednego słowa w pozytywnym kontekście. Nie dlatego, że nie chciałem, albo nawet robiłem to specjalnie... Nie.. poprostu nie byłem już wyrozumiały i miły. Byłem zwykły. Taki jak mnie tego nauczyła. To było ostatnie (lub jedno z ostatnich) wyjść razem z nią. Smutne, ale prawdziwe. Nie ma się nawet co tutaj dużo rozpisywać, czy budować zdania wielokrotnie złożone. Wszystko jest czyste i klarowne. Nie czuję do niej już nic poza odrazą. Ona pewnie do mnie też nic więcej, bo nigdy nic do mnie nie czuła. No cóż, trzeba mi przyznać.. To była pomyłka:). Moja.
Zastanawiam się czy te 1,5 roku podsumować... Byłoby tego zbyt dużo. W skrócie darzyłem ją uczuciem, którego wszyscy jej zazdrościli. Tyle razy słyszałem "zostaw ją", "nie jest warta ciebie", "nie męcz się z taką". Nie słuchałem. Nie słuchałem, lecz dalej kochałem prawdziwie. Przynosiłem kwiaty, prawiłem komplementy, słuchałem... cierpiałem. Zapraszałem na kawę kiedy tylko mogłem. Byłem podporą, pomocą, Poświęcałem cały mój czas, na rozmowy, wyjścia. Robiłem to kiedy bolała mnie głowa. Kiedy tak naprawdę nie miałem czasu. Nawet wtedy kiedy okoliczności nie sprzyjały... Chyba bardzo, bardzo kochałem...
Co dostałem w zamian? Ból, dużą porcję+schabowy raz. Słuchałem o innych facetach, byłem wymieniany na TV, często zostawiany w środku rozmowy na gg bez głupiego pożegnania. Pisałem piękne listy... za które nawet nie usłyszałem dziękuję. W zasadzie był to jeden list (@). Dałem go do przeczytania paru innym zaufanym dziewczynom... Twierdziły, że dawno tak nie płakały. Że dawno nie widziały, ani nawet nie słyszały o takim uczuciu.. Panowała w nich zazdrość. Pamiętałem o każdej okazji, urodzinach. Wydawałem wszystkie swoje pieniądze. Chodziłem po róże w 39 stopniowej gorączce, czasem nawet się zataczając po ówczesnym wymknięciu się z domu. Wybierałem najpiękniejsze kartki, kwiaty, prezenty. Bezwzględu na cenę. Miały być niebanalne i takie chyba były. Nie mam od niej nawet jednej kartki... Nawet jednej. Nic nie mam. Jest w stanie to ktoś pojąć?! Potrafiła nawet zapomnieć o moich imieninach. Kiedy jej lekko wspomniałem usłyszałem.. "Wszystkiego najlepszego"... I na tym się skończyło. Piękne życzenia... szczególnie od kogoś kto jest dla ciebie całym światem. Jej siostra obdarzyła mnie piękniejszymi życzeniami po stokroć. Przyzwyczaiłem się jednak bo prawie wszyscy zapomnieli... Ale ona? Mój cały świat...? No cóż, wybaczyłem. Co miałem zrobić?! Pamiętam jak dzisiaj, kiedy marznąłem jak kretyn pod szkołą czekając na nią wieczorem... "Co ty tu robisz?", "A przechodziłem...". Ta.. Jak można w to uwierzyć? Uwielbiam wieczorami przechadzać się pare kilometrów od domu mając mase zajęć na następny dzień. Tak się odprężam:/. Ale takich rzeczy się nie widzi przecież. Nie wspominam już jednak o umawianiu się i odwoływaniu terminów z błahych powodów.. Tego nie chce mi sie już komentować. A czułość?! Wymuszona? Wtedy kiedy dawałem jej prezent. Nosiłem ją na rękach. Lubiłem wnosić na rękach na czwarte piętro.. Co dostawałem? "A co by bylo gdyby sąsiedzi zobaczyli??..." Teraz mogę śmiało powiedzieć, gówno. Nawet całusa. Jeszcze dostałem zjebkę. A słowa, które wypowiadała... Jeśli dziewczyna stara ci się udowodnić, że jesteś mało męski.. No cóż. Płakałem nie raz. Za każdym razem obiecując sobie, że już nie będę tego robił... Było wiele, wiele innych sytuacji... Jak dziś pamiętam. Rozmowa o "nas", pytałem o związek.. W pewnym momencie ona pyta: "Czy ty zawsze musisz mieć ze wszystkiego korzyści?"... Taki ze mnie pierdolony materialista (stąd projekt materialistyczny...) Nikt więcej, przecież nic nigdy jej nie ofiarowałem.. zawsze korzyści chciałem czerpać.. ja.. Nie zauważyła jednak, że ona nigdy nic mi nie ofiarowała. Kosmetyki drugi raz z rzędu na święta.. Bez przesady, zna mnie na wylot...:/ Z uczuć nic, nigdy. Było jeszcze naprawdę dużo podobynch sytuacji, które zatarłem i nie chciałem pamiętać. Są takie, o których pamiętam, ale nie chcę rozgrzebywać starych ran. Ech... Najgorszy był jednak moment kiedy poprostu po ponad rocznej znajomości nie otworzyła mi drzwi.. Tak. I jeszcze esa dostałem.. "Nie chce mi się z tobą gadać". Ślicznie, pięknie. Cudowna, uczuciowa dziewczyna. Wypadałoby jednak jej podziękować. Doznałem wtedy szoku i zacząłem myśleć. To wszystko wtedy się zaczęło i teraz skończyło. Tak właśnie w tym miejscu. Na pewno nigdy tego nie zapomnę. Nie zapomina się uczucia kiedy ktoś kogo kochasz, traktuje cię jak zupełnie obcą osobę.. Nie no w sumie obcej osobie się otwiera drzwi. Miłość jest ślepa. Dawałem sobą manipulować. W imię gównianego uczucia. W imię kogoś, kto nie jest dla mnie już nic wart. Podczas pisiania tej notki zbiłem jeden pucharek na galaratkę...;(.. Nie mam już ochoty dalej pisać. To koniec życia pucharka... i koniec mojego życia uczuciowego w stosunku do niej. Kupię nowy pucharek.... Serca już nie kupię...

unloved.one : :