Dzisiaj... Dzisiaj nadszedł pamiętny dzień z najpąmiętniejszych. Dziś oto mały chłopczyk (czyli ja) pojął pewną ważną wiedzę o pewnej pannie (czyli o niej). Dzisiejszy oto dzień, przyniósł potwierdzenie. Utwierdzenie, zatwardzenie i ubetonowanie moich najgorszych myśli. Zastanawiałem się nawet czy nie przekoloryzować bloga na czarno-biało.. Nie... Ona nie jest już warta nawet tego.
Dzisiejszy oto dzień, przyniósł rozwiązanie... To całkowicie definitywny koniec moich jakichkolwiek uczuć w stosunku do niej. We mnie już coś zgasło. Całe to uczucie, tłumione powoli, zostało stłamszone całkowicie. Nie będzie już nigdy nic. Przynajmniej w temacie czy kontekście: ja i ona. Słowa "my" nie ma. Nigdy zresztą nie było. Tudzież powrócić, a raczej narodzić się znowu również nie będzie mu dane. W tej sprawie to może nawet wylecieć z mojego słownika. Niech się rozpłynie..
Dzisiejszy oto dzień, to to co zapowiadałem. Myślałem tak właśnie nad tymi zdjęciami... i wpadł mi do głowy pomysł, że może przeszedłbym się i z nią.. No cóż, w mojej głowie zakiełkowała myśl, że to będzie ostateczny sprawdzian jej i moich uczuć. Pozwoliłem sobie odpowiadać na wszystko co było ironiczne. Reagować na błędy czy specjalne złośliwe atakowanie mnie. Traktowałem ją poprostu jak wszystkich innych:). Okazało się, że to jednak prawda.. "Wycieczka" zakończyłą się na naburmuszeniem, a poza kłótniami panowała cisza. Nie wymieniłem z nią nawet jednego słowa w pozytywnym kontekście. Nie dlatego, że nie chciałem, albo nawet robiłem to specjalnie... Nie.. poprostu nie byłem już wyrozumiały i miły. Byłem zwykły. Taki jak mnie tego nauczyła. To było ostatnie (lub jedno z ostatnich) wyjść razem z nią. Smutne, ale prawdziwe. Nie ma się nawet co tutaj dużo rozpisywać, czy budować zdania wielokrotnie złożone. Wszystko jest czyste i klarowne. Nie czuję do niej już nic poza odrazą. Ona pewnie do mnie też nic więcej, bo nigdy nic do mnie nie czuła. No cóż, trzeba mi przyznać.. To była pomyłka:). Moja.
Zastanawiam się czy te 1,5 roku podsumować... Byłoby tego zbyt dużo. W skrócie darzyłem ją uczuciem, którego wszyscy jej zazdrościli. Tyle razy słyszałem "zostaw ją", "nie jest warta ciebie", "nie męcz się z taką". Nie słuchałem. Nie słuchałem, lecz dalej kochałem prawdziwie. Przynosiłem kwiaty, prawiłem komplementy, słuchałem... cierpiałem. Zapraszałem na kawę kiedy tylko mogłem. Byłem podporą, pomocą, Poświęcałem cały mój czas, na rozmowy, wyjścia. Robiłem to kiedy bolała mnie głowa. Kiedy tak naprawdę nie miałem czasu. Nawet wtedy kiedy okoliczności nie sprzyjały... Chyba bardzo, bardzo kochałem...
Co dostałem w zamian? Ból, dużą porcję+schabowy raz. Słuchałem o innych facetach, byłem wymieniany na TV, często zostawiany w środku rozmowy na gg bez głupiego pożegnania. Pisałem piękne listy... za które nawet nie usłyszałem dziękuję. W zasadzie był to jeden list (@). Dałem go do przeczytania paru innym zaufanym dziewczynom... Twierdziły, że dawno tak nie płakały. Że dawno nie widziały, ani nawet nie słyszały o takim uczuciu.. Panowała w nich zazdrość. Pamiętałem o każdej okazji, urodzinach. Wydawałem wszystkie swoje pieniądze. Chodziłem po róże w 39 stopniowej gorączce, czasem nawet się zataczając po ówczesnym wymknięciu się z domu. Wybierałem najpiękniejsze kartki, kwiaty, prezenty. Bezwzględu na cenę. Miały być niebanalne i takie chyba były. Nie mam od niej nawet jednej kartki... Nawet jednej. Nic nie mam. Jest w stanie to ktoś pojąć?! Potrafiła nawet zapomnieć o moich imieninach. Kiedy jej lekko wspomniałem usłyszałem.. "Wszystkiego najlepszego"... I na tym się skończyło. Piękne życzenia... szczególnie od kogoś kto jest dla ciebie całym światem. Jej siostra obdarzyła mnie piękniejszymi życzeniami po stokroć. Przyzwyczaiłem się jednak bo prawie wszyscy zapomnieli... Ale ona? Mój cały świat...? No cóż, wybaczyłem. Co miałem zrobić?! Pamiętam jak dzisiaj, kiedy marznąłem jak kretyn pod szkołą czekając na nią wieczorem... "Co ty tu robisz?", "A przechodziłem...". Ta.. Jak można w to uwierzyć? Uwielbiam wieczorami przechadzać się pare kilometrów od domu mając mase zajęć na następny dzień. Tak się odprężam:/. Ale takich rzeczy się nie widzi przecież. Nie wspominam już jednak o umawianiu się i odwoływaniu terminów z błahych powodów.. Tego nie chce mi sie już komentować. A czułość?! Wymuszona? Wtedy kiedy dawałem jej prezent. Nosiłem ją na rękach. Lubiłem wnosić na rękach na czwarte piętro.. Co dostawałem? "A co by bylo gdyby sąsiedzi zobaczyli??..." Teraz mogę śmiało powiedzieć, gówno. Nawet całusa. Jeszcze dostałem zjebkę. A słowa, które wypowiadała... Jeśli dziewczyna stara ci się udowodnić, że jesteś mało męski.. No cóż. Płakałem nie raz. Za każdym razem obiecując sobie, że już nie będę tego robił... Było wiele, wiele innych sytuacji... Jak dziś pamiętam. Rozmowa o "nas", pytałem o związek.. W pewnym momencie ona pyta: "Czy ty zawsze musisz mieć ze wszystkiego korzyści?"... Taki ze mnie pierdolony materialista (stąd projekt materialistyczny...) Nikt więcej, przecież nic nigdy jej nie ofiarowałem.. zawsze korzyści chciałem czerpać.. ja.. Nie zauważyła jednak, że ona nigdy nic mi nie ofiarowała. Kosmetyki drugi raz z rzędu na święta.. Bez przesady, zna mnie na wylot...:/ Z uczuć nic, nigdy. Było jeszcze naprawdę dużo podobynch sytuacji, które zatarłem i nie chciałem pamiętać. Są takie, o których pamiętam, ale nie chcę rozgrzebywać starych ran. Ech... Najgorszy był jednak moment kiedy poprostu po ponad rocznej znajomości nie otworzyła mi drzwi.. Tak. I jeszcze esa dostałem.. "Nie chce mi się z tobą gadać". Ślicznie, pięknie. Cudowna, uczuciowa dziewczyna. Wypadałoby jednak jej podziękować. Doznałem wtedy szoku i zacząłem myśleć. To wszystko wtedy się zaczęło i teraz skończyło. Tak właśnie w tym miejscu. Na pewno nigdy tego nie zapomnę. Nie zapomina się uczucia kiedy ktoś kogo kochasz, traktuje cię jak zupełnie obcą osobę.. Nie no w sumie obcej osobie się otwiera drzwi. Miłość jest ślepa. Dawałem sobą manipulować. W imię gównianego uczucia. W imię kogoś, kto nie jest dla mnie już nic wart. Podczas pisiania tej notki zbiłem jeden pucharek na galaratkę...;(.. Nie mam już ochoty dalej pisać. To koniec życia pucharka... i koniec mojego życia uczuciowego w stosunku do niej. Kupię nowy pucharek.... Serca już nie kupię...